Najnowsze wpisy, strona 2


równia pochyła
Autor: wrzesniowa
17 stycznia 2016, 20:52

Po ostatniej rozmowie z mama było dziwnie, niestety lub stety wszystko sie dzis naprawiło, czyli wrociło do poprzedniej formy. Wpadł brat z dzieciakami i zonka na jakies bagatela 3 godziny, masakra. Z mężem zamknelismy sie na górze w pokojach, poźniej o dziwo poszlismy na spacer- szok bo to chyba 4 raz odkad udalo mi sie go wyciagnac z psiakami. Spakowalismy smieci i dalej na góre az do wyjazdu niechcianych gosci. Widzę, że głupiemu człowiekowi ciezko cos wytłumaczyc, czyt. bratu, wiec doszłam do wniosku, ze trzeba podjac odpowiednie decyzje budowlane. Zagadałam z mężem i postaramy sie w przeciagu tego roku zamknąć sobie góre. Zamontujemy drzwi, zlikwidujemy barierki na schodach, zbudujemy scianke. Skoro nie moge zmusic "gosci" zeby dali mi swiety spokoj, tak zeby jednoczesnie nie ranic dziadkow, to poprostu sie oddziele i to sciana- a co?! Tak wymyśliłam i podoba mi sie ten pomysł. Jestem alienem i nic nie poradzę, a jesli w moim zyciu pojawi sie dziecko moje lub adoptowane, to i tak scianka sie przyda zabezpieczajac pieknie schody i zbyt wielkie dziury miedzy tralkami, ewentualnie zapewniajac odpowiednia ilosc ciszy i spokoju.

Z innej beczki nie pisalam wczoraj bo zajelam sie kapiela i czyms o czym myslalam juz jakis czas temu. Napisałam do siostr dominikanek z prosba o pasek Świetego Dominika. Mam nadzieje, że dostane pasek i modlitwy i będę mogła zaczac nowa forme leczenia duchowego. Modle sie zawsze w swoich intencjach i za innych, do Św. Dominika tez próbowałam, ale teraz wspomoże mnie małżonek mam nadzieje. Spróbujemy tej najwazniejszej drogi. Albo zostaniemy wysłuchani, albo wzmocnieni w postanowieniach o adopcjii. Tak czy siak musi byc dobrze :-)

potwór nie baba ze mnie
Autor: wrzesniowa
15 stycznia 2016, 21:59

Ostatnie dwa dni były dla mnie bardzo smutne, ciężkie i niewdzięczne..... W sobote, niedziele i poniedzialek byl u nas moj bratanek, w pale mi sie nie miesci jak mozna na 3 dni zostawic 2 letnie dziecko u babci, a rodzice pojechali do znajomych z młodszym, wkurwiałam sie strasznie, bo uczucia zazdrosci, milosci i braku dziecka nie sa mi obce zwłaszcza przy biegajacym maluchu w moim domu, meczylam sie 3 dni jak niewiem co........zabrali dziecko w poniedzialek.........wrócili w srode...siedzieli z dwójka maluchów od 17 do 22 miałam dość chciało mi sie plakac, bylam wiezniem we wlasnym domu.....mąż pierwszy raz powiedział, ze chyba dostanie depresjii....poryczałam sie jak głupia, bo jak wygonic własna rodzine?? Mimo, ze to idioci bez kultury i obycia chyba...... Skonczylo sie na tym, ze jeszcze wychodzac po 22 zonka brata probowala małego namowic zeby zostal u babci- debilka, dobrze, ze mały nie chciał. Swoja droga, jak sie nie ogarnia 2-ki dzieci, to sie ich hurtowo nie robi........poszłam do mamy wypłakałam sie, powiedzialam ze tak nie moze byc, ze nie dajemy rady, ze to sie musi jakos ukrocic, ze jest tak ciezko itp.........i zostalam odebrana jak potwor, jakbym babci zabraniala widywac wnuki. Boże, jak ciężko zyc z takim smutkiem i jeszcze słyszeć, ze jest sie tą złą..... Dwa dni mama odzywa sie jakos pół słowkami i mam wrażenie, że nie z troski o nas a ze złości na mnie.......sama niewiem........czasami jest mi tak strasznie smutno........

Byłam dzis u siostry ciotecznej, 2 sliczne dziewczyni w domu i chlopiec w brzuszku, czułam sie jak pusty bemben, nie zazdroscilam jej bo ciesze sie jej szczesciem, ale czuje jak moj czas mija, widze jej dzieci po 6, 5 lat a ja nadal sama......nawet jesli sie uda to bede stara mama....jesli sie uda naturalnie bede sie bala  czy nie jestem za stara........Boże daj mi siły!

po prostu
Autor: wrzesniowa
13 stycznia 2016, 18:06

Dojrzałam, żeby dzis wpaść na chwilke i napisać kilka słów.......dopiero dziś...ostatnio dopadły mnie znowu smutki i zale i chociaż nadal nie zwariowałam i tłumacze sobie, że to nie depresja to jednak w głowie mam znowu za duzo......za duzo wszystkiego......za duzo miłośći, za dużo tęsknotek, zazdrości, zalu, radości i wdzięczności.....i za każdym razem jak wydaje sie ze juz jest ok, cos sie zmienia i znowu wpadam w dołek.....niewielki ale jednak wpadam. Ostatnio znów wpadła miesiaczka, byłam przygotowana- niestety ale jakoś za szybko.....25 dni zaledwie.... no cóż.........duzo myślałam, myślałam o tym w jakim wieku jestem i jak bardzo brak mi dziecka, no i chyba wymysliłam. Umówiłam sie do kliniki na połowe lutego, nawet niemam kasy, ale mama mi da i chyba pojade ostatni raz. Zapytam szczerze, czy ma jakieś pomysły na mnie, bo ostatnio stwierdził: "że jestem ciężkim orzechem do zgryzienia".....w sumie jak okreslic kobiete ktora jest zdrowa, nic jej nie dolega a niemoze zaskoczyc i zajsc w ciaze ehhhh na to mądrych lekarzy niema. Wpadne wiec, spytam czy coś jeszcze chciałby sprawdzic, przetestować i jesli nic nie wymyśli umawiam nas z mężem na spotkanie do ośrodka adopcyjnego. Nie ma co czekać. Musimy coś robić. Dzieci nie rozdaja na już, ale taka adopcja ze szkoleniem to i 3-4 lata trwa a to straszliwie długaśnie...........więc muszę się jakoś przełamać, bede najwyżej łykać uspokajacze przed każdą wizytą i do dzieła. Nie chce siedzieć na dupie w 2016 roku.

Z pozytywnych rzeczy w lutym jade z mężem do kliniki do Ciechocinka, będzie super tak jak 2 lata temu, odpoczne, pocwiczę, już się nie mogę doczekać.

smuteczki
Autor: wrzesniowa
05 stycznia 2016, 22:16

Dołek.....dno i 2 metry mułu......czuje, że wypluje płuca, kaszel mam tak morderczy, że boli mnie wszystko....miesnie miedzyżebrowe, krzyz, klatka piersiowa i głowa od napiecia......wypiłam w pracy całą butelke syropu i nie mam zamiaru iść do lekarza.....zachowuje sie jak dziecko i chce, żeby się wszyscy o mnie pomartwili ot co, wogole jestem samolubna, bo chciałabym żeby nademna ktoś poskakał......a tu na odwrót.......ciagle sama...w odbiciu telefonu, laptopa lub szyby...niby na dole rodzice, ale ostatnio wnuczek był wiec córka i to taka stara nie liczy sie za mocno, mąż pracuje wieczorami ostatnio i jakos niema kiedy pogadać a na inne miłe rzeczy checi brak po jego powrocie ok 23

.....jutro wolne, mam w planach wyspać się, a później.........znowu zostaje sama......

.....stanowczo za duzo czasu na myślenie....umieram sobie powoli kazdego dnia, bo przeciez każdy z nas powoli umiera i czuje jak zycie ucieka mi miedzy palcami.......gdybym miała tylko troszke wiecej kasy zaczełabym jakąś szkołe, kurs, cokolwiek, moim marzeniem jest jeździć konno- chociarz koń mogłby tego nie wytrzymać, ale wycieczki, pływanie, łowienie ryb....to lubie ehhhhha tak bede patrzyla w ekran telewizora lub maxymalnie posprzatam w szafie, wydepiluje nogi i zrobie paznokcie...........i bede się w samotnosci dusiła...dobranoc

chwila dla mnie
Autor: wrzesniowa
03 stycznia 2016, 19:31

Ostatnio ciągle jestem w biegu....to chyba dobrze....za dużo nie myślę.....ciągle przygotowania do świat, wyjazdy, zakupy, sylwester.....ciągle coś.....fajnie. Rodzice wrócili...znów jest pełna chata...tak wolę...moge z nikim nie rozmawiać, ale lubie ''słyszeć'', że dom zyje....Mamy kolejny rok, czy coś sie u mnie zmieni?? ..........straciłam nadzieje.....chciałabym coś zmienić, ale na wszystko potrzebne sa spore pieniądze......z chęcia zbadała bym sie u kogoś jeszcze, albo przyspieszyła na maxa diagnoze w obecnej klinice, bo w tej chwili stac mnie tylko na wizyte kontrolna raz na 3-4 miesiące......bardzo chciała bym schudnąc......o tyle o ile jestem gotowa podejmować regularny wysiłek, o tyle nie zrobie tego sama......przydały by sie jakies zajęcia itp niestety to nie za free wiec tez odpada......ehh swoją drogą w ostatnim tyg wysypały sie chyba ze 3 radosne nowiny o kolejnych ciążach siostr, szwagierek itp.....masakra, za każdym razem jakby mi ktoś szpilke wbijał w serce.....płacze w kosciele na kolędzie "Nie było miejsca dla ciebie....." znowu mnie nachodzi. Musze coś zrobić, ale nie mam odwagi ani siły.......co dalej??2016 będzie pewnie tak samo bogaty w cierpienie, niespodzianki, puste konto i brak perspektyw jak do tej pory.....brak mi energii do działania mimo, ze cały czas jest we mnie nadzieja....nadzieja którą robie sobie krzywde co miesiąc........

chora wkur***a
Autor: wrzesniowa
03 stycznia 2016, 15:16

Nie było mnie troszkę. Spędziłam nowy rok na mazurach u szwagra, dałam sie namówić mimo choroby, która ewidentnie chce doprowadzić albo do mojego zgonu , albo przynajmniej do wyplucia płuc, bo kaszel mam jak zul palacy ze 30 lat.......masakra jakaś. Rodzice z babcia wyjechali na pomorze, wiec cała chałupka, kury, psy i koty zostały na naszej, a własciwie na mojej głowie bo Pan szanowny mąż twierdzi, że sie tylko czepiam......sylwester był spoko, miałam 38'C i myslałam tylko o łózku, ale jakoś poszło nawet miło było, nastepnego dnia za kółóko bo mąż sie raczej nie nadawał, w sobote sprzatałam murzyńska chate.....ja pierdziu jaki był syf, kurz, malaria....no i oczywiscie nie za wiele pomocy od męża, troche poodkurzał....i tak powinnam paść na kolana z wdzięcznośi.......te pare dni bez rodziców uzmysławia mi jak bardzo bez nich była bym samotna, dzieci niema a mąż ma czas na inne rzeczy ale na żone juz jakos nie zawsze........normalnie ciesze sie ze wracaja.....lece przygotowac obiad......

strach przed przyszłościa
Autor: wrzesniowa
28 grudnia 2015, 21:11

Tak jak ktoś mi ostatnio powiedział chaos jest dobry, zabija mysli i czasami powoduje ból pleców ale działa korzystnie...praca jakos przeleciala, w miare sprytnie i normalnie, ale łapie mnie chorubsko od męża, do tego jak na złość nawiedzaja mnie mysli, że muszę juz podjąć decyzje "co robimy"??

Musze umówić nas na ostatnią wizyte w klinice, podziękujemy i chyba się rozstaniemy jesli lekarz już niema pomysłów na to jak nas "uzdrowic" z niczego, a wtedy.......najcięższa sprawa...umówić się do ośrodka adopcyjniego.....

Boże jak ja się tego boje.....tej całej PROCEDURY, albo że się nie nadaje, tej całej inwigilacjii.....czasami sobie mysle, ze i bez dziecka jest dobrze....jest ''jakoś'', że jeszcze mogę poczekac, ale później przeliczam ten czas i wychodzi, ze trzeba się było zabrać już dawno......a ja sie tak boje......

Dzis kolejny dzień pieknych, płodnych dni......wiem mimo, ze już dawno przestałam zapisywac i pilnować....za każdym razem cisnie mi sie w głowie pytanie co jest nie tak??? Naprawde nam nic nie brakuje ehhhhhh

w kocu do pracy
Autor: wrzesniowa
27 grudnia 2015, 21:16

Jejciu juz jutro do pracy uff chyba pierwszy raz tak mi sie za przeproszeniem"chce" do roboty. Jutro pewnie pozałuje tych chęci ale juz mam dosc świąt, lenistwa i wolnego. Święta jakos poszły, jak zwykle rodzinnie i po polsku czyli duzo wkurwienia, pracy, biegania i jedzenia a dziś nawet troche alko%. Wczoraj zostalam doslownie najechana przez gosci i spedzilismy razem kilka godzin, w efekcie nie bylo tak zle. Jestem czasami strasznie nie gościnna, bo ja lubie jeździc w gości ale jak ich przyjmuje, zwłaszcza z dziecmi to jest dziwnie, naruszany jest moj ład i pozadek, dodatkowo musze sie nabiegac kawusia, ciasteczko, obiadek?? bo głupia jestem hi hi

Dziś troszke mąż mnie powkurzał, bo niby tak straszliwie chory, że do kościoła nie moze iść itp itd....pogadałam i jakoś się udało, wrócił z pracy, poszlismy do koscioła, późnieja na NIE-świateczne żarcie do bistro i do teściów. Mąż na antybiotyku, więc ja z tesciem pilam.....dobra synowa ;-)

Dzis mąż już lepszy, kaszel spokojniejszy, katar morderca, ale będzie żył.

Wzięłam prysznic, poklikam chwilkę i spać, bo jutro rano trzeba wstać.

radosnie lecz smutno
Autor: wrzesniowa
25 grudnia 2015, 20:34

Okres świąt powinien być radosny, ja czasami zastanawiam sie czy wszystko jest ze mną ok......wnerwiam sie przygotowaniami, wkurzaja mnie wszyscy wkoło którzy nie pomagaja....panowie rozsiedli się jak książęta i zero pomocy, moja matula ma łagodny charakter i zapitala cały czas żeby było ciepłe, smaczne i tak jej nalezy, żeby te rodzine zjednoczyć......a łatwo nie jest. Brat z bratowa bez ślubu koscielnego i nie ochrzczone dziecko już 7 miesiac zalicza, teściowa-a moja babcia niezły jazgot, łazi za tyłkiem i ciagle gada, mąż troszke chory więc jakis taki rozbity...... ciężko obchodzić z nim radosne święta, bo u niego w rodzinie liczy sie chyba tylko jedzenie- bo kościół- religijny aspekt świąt nie istnieje, ani zyczliwość ehhh ciężko być radosną gdy w pierwszy dzien świat mama chodzi smutna bo ojciec zapomniał o rocznicy ślubu.......radosne święta ehhhh w sumie i tak jest weselej niż w 1939.....https://www.youtube.com/watch?v=KOHNeBsRhYI

święta
Autor: wrzesniowa
25 grudnia 2015, 20:08

Jejku jaka ja ostatnio byłam zalatana i zdechła, nawet wczoraj wigilia a ja w biegu...juz o 13 wyjeżdżaliśmy na pierwszy obiad/kolacje, pozniej powrót do domku i tez w wir przygotowan....no ale jakos poszło, całkiem miło, tylko nocka zarwana bo mąż chory, strasznie kasłał i knychał wiec spałam na kanapie w salonie ehhhh dzis już luźno kosciółek, śniadanie, relaks, mężuś niestety do pracy a ja przyjełam siostre z rodzinka i bumeluje. Zjadłam w koncu troszke ciasta i wypiłam likierku, bo cały adwent sobie odmawiałam ehhhh błogo....filmik i odpoczynek....