Archiwum 03 stycznia 2016


chwila dla mnie
Autor: wrzesniowa
03 stycznia 2016, 19:31

Ostatnio ciągle jestem w biegu....to chyba dobrze....za dużo nie myślę.....ciągle przygotowania do świat, wyjazdy, zakupy, sylwester.....ciągle coś.....fajnie. Rodzice wrócili...znów jest pełna chata...tak wolę...moge z nikim nie rozmawiać, ale lubie ''słyszeć'', że dom zyje....Mamy kolejny rok, czy coś sie u mnie zmieni?? ..........straciłam nadzieje.....chciałabym coś zmienić, ale na wszystko potrzebne sa spore pieniądze......z chęcia zbadała bym sie u kogoś jeszcze, albo przyspieszyła na maxa diagnoze w obecnej klinice, bo w tej chwili stac mnie tylko na wizyte kontrolna raz na 3-4 miesiące......bardzo chciała bym schudnąc......o tyle o ile jestem gotowa podejmować regularny wysiłek, o tyle nie zrobie tego sama......przydały by sie jakies zajęcia itp niestety to nie za free wiec tez odpada......ehh swoją drogą w ostatnim tyg wysypały sie chyba ze 3 radosne nowiny o kolejnych ciążach siostr, szwagierek itp.....masakra, za każdym razem jakby mi ktoś szpilke wbijał w serce.....płacze w kosciele na kolędzie "Nie było miejsca dla ciebie....." znowu mnie nachodzi. Musze coś zrobić, ale nie mam odwagi ani siły.......co dalej??2016 będzie pewnie tak samo bogaty w cierpienie, niespodzianki, puste konto i brak perspektyw jak do tej pory.....brak mi energii do działania mimo, ze cały czas jest we mnie nadzieja....nadzieja którą robie sobie krzywde co miesiąc........

chora wkur***a
Autor: wrzesniowa
03 stycznia 2016, 15:16

Nie było mnie troszkę. Spędziłam nowy rok na mazurach u szwagra, dałam sie namówić mimo choroby, która ewidentnie chce doprowadzić albo do mojego zgonu , albo przynajmniej do wyplucia płuc, bo kaszel mam jak zul palacy ze 30 lat.......masakra jakaś. Rodzice z babcia wyjechali na pomorze, wiec cała chałupka, kury, psy i koty zostały na naszej, a własciwie na mojej głowie bo Pan szanowny mąż twierdzi, że sie tylko czepiam......sylwester był spoko, miałam 38'C i myslałam tylko o łózku, ale jakoś poszło nawet miło było, nastepnego dnia za kółóko bo mąż sie raczej nie nadawał, w sobote sprzatałam murzyńska chate.....ja pierdziu jaki był syf, kurz, malaria....no i oczywiscie nie za wiele pomocy od męża, troche poodkurzał....i tak powinnam paść na kolana z wdzięcznośi.......te pare dni bez rodziców uzmysławia mi jak bardzo bez nich była bym samotna, dzieci niema a mąż ma czas na inne rzeczy ale na żone juz jakos nie zawsze........normalnie ciesze sie ze wracaja.....lece przygotowac obiad......