Archiwum grudzień 2015


strach przed przyszłościa
Autor: wrzesniowa
28 grudnia 2015, 21:11

Tak jak ktoś mi ostatnio powiedział chaos jest dobry, zabija mysli i czasami powoduje ból pleców ale działa korzystnie...praca jakos przeleciala, w miare sprytnie i normalnie, ale łapie mnie chorubsko od męża, do tego jak na złość nawiedzaja mnie mysli, że muszę juz podjąć decyzje "co robimy"??

Musze umówić nas na ostatnią wizyte w klinice, podziękujemy i chyba się rozstaniemy jesli lekarz już niema pomysłów na to jak nas "uzdrowic" z niczego, a wtedy.......najcięższa sprawa...umówić się do ośrodka adopcyjniego.....

Boże jak ja się tego boje.....tej całej PROCEDURY, albo że się nie nadaje, tej całej inwigilacjii.....czasami sobie mysle, ze i bez dziecka jest dobrze....jest ''jakoś'', że jeszcze mogę poczekac, ale później przeliczam ten czas i wychodzi, ze trzeba się było zabrać już dawno......a ja sie tak boje......

Dzis kolejny dzień pieknych, płodnych dni......wiem mimo, ze już dawno przestałam zapisywac i pilnować....za każdym razem cisnie mi sie w głowie pytanie co jest nie tak??? Naprawde nam nic nie brakuje ehhhhhh

w kocu do pracy
Autor: wrzesniowa
27 grudnia 2015, 21:16

Jejciu juz jutro do pracy uff chyba pierwszy raz tak mi sie za przeproszeniem"chce" do roboty. Jutro pewnie pozałuje tych chęci ale juz mam dosc świąt, lenistwa i wolnego. Święta jakos poszły, jak zwykle rodzinnie i po polsku czyli duzo wkurwienia, pracy, biegania i jedzenia a dziś nawet troche alko%. Wczoraj zostalam doslownie najechana przez gosci i spedzilismy razem kilka godzin, w efekcie nie bylo tak zle. Jestem czasami strasznie nie gościnna, bo ja lubie jeździc w gości ale jak ich przyjmuje, zwłaszcza z dziecmi to jest dziwnie, naruszany jest moj ład i pozadek, dodatkowo musze sie nabiegac kawusia, ciasteczko, obiadek?? bo głupia jestem hi hi

Dziś troszke mąż mnie powkurzał, bo niby tak straszliwie chory, że do kościoła nie moze iść itp itd....pogadałam i jakoś się udało, wrócił z pracy, poszlismy do koscioła, późnieja na NIE-świateczne żarcie do bistro i do teściów. Mąż na antybiotyku, więc ja z tesciem pilam.....dobra synowa ;-)

Dzis mąż już lepszy, kaszel spokojniejszy, katar morderca, ale będzie żył.

Wzięłam prysznic, poklikam chwilkę i spać, bo jutro rano trzeba wstać.

radosnie lecz smutno
Autor: wrzesniowa
25 grudnia 2015, 20:34

Okres świąt powinien być radosny, ja czasami zastanawiam sie czy wszystko jest ze mną ok......wnerwiam sie przygotowaniami, wkurzaja mnie wszyscy wkoło którzy nie pomagaja....panowie rozsiedli się jak książęta i zero pomocy, moja matula ma łagodny charakter i zapitala cały czas żeby było ciepłe, smaczne i tak jej nalezy, żeby te rodzine zjednoczyć......a łatwo nie jest. Brat z bratowa bez ślubu koscielnego i nie ochrzczone dziecko już 7 miesiac zalicza, teściowa-a moja babcia niezły jazgot, łazi za tyłkiem i ciagle gada, mąż troszke chory więc jakis taki rozbity...... ciężko obchodzić z nim radosne święta, bo u niego w rodzinie liczy sie chyba tylko jedzenie- bo kościół- religijny aspekt świąt nie istnieje, ani zyczliwość ehhh ciężko być radosną gdy w pierwszy dzien świat mama chodzi smutna bo ojciec zapomniał o rocznicy ślubu.......radosne święta ehhhh w sumie i tak jest weselej niż w 1939.....https://www.youtube.com/watch?v=KOHNeBsRhYI

święta
Autor: wrzesniowa
25 grudnia 2015, 20:08

Jejku jaka ja ostatnio byłam zalatana i zdechła, nawet wczoraj wigilia a ja w biegu...juz o 13 wyjeżdżaliśmy na pierwszy obiad/kolacje, pozniej powrót do domku i tez w wir przygotowan....no ale jakos poszło, całkiem miło, tylko nocka zarwana bo mąż chory, strasznie kasłał i knychał wiec spałam na kanapie w salonie ehhhh dzis już luźno kosciółek, śniadanie, relaks, mężuś niestety do pracy a ja przyjełam siostre z rodzinka i bumeluje. Zjadłam w koncu troszke ciasta i wypiłam likierku, bo cały adwent sobie odmawiałam ehhhh błogo....filmik i odpoczynek....

czasu brak
Autor: wrzesniowa
22 grudnia 2015, 21:25

Za krótka doba...jestem zmeczona i bola mnie plecy, głowa....codziennie jakas wielka bieganina.....w wekend nie odpoczelam, teraz od poczatku tygodnia gonitwa...codziennie po pracy zakupy, dzis kosciol i spowiedz, znowu zakupy, pakowanie prezentow, robienie kanapek dla meza do pracy, ledwo wzielam prysznic a tu pyk i 21;30 a ja marze tylko o łózeczku......... jutro ciezki dzien i dlugi w pracy i znowu tyranie, wyjazd do lekarza, wizyta domowa i marzenie aby trafic na masaz do A. bo plecki płaczą........ a ja czuje sie jakbym miala byc chora........help jak tu przezyc swieta??

W wigilie bedzie istne szalenstwo, juz na 14 wigilia 50km od domu z tesciami i szwagierka, potem biegiem powrot do domu, jakos pomoc mamie i kolejna wigilia...........ratunku!!!!

Jedyny pozytywny aspekt na dziś, to to, że jest mi duuuużo lżej po spowiedzi ehhh

mlyn
Autor: wrzesniowa
20 grudnia 2015, 09:47

Niedzielny poranek....formalnie miałam byc dzis rzeska i wyspana.....no cóz.....w piatek miałam dzien wolny, wiec od razu z mężem pojechalismy na mazurki- po babcie i do szwagra. W sobotę rano juz na dzikich papierach zbieralsmy sie, pakowalismy, po babcie, na cmentarz do dziadka i w droge.......wróciłam do domku i dawaj w kierat od nowa. Rozpakowac babcie, zrobic jeść, sprzatac chałupe, rozłozyc choinke itp a to wszystko sama bo mąż do pracy o 13 wyjechał.....jeju jak ja sie umordowałam. O 22 wlazłam do wanny na kilka minut i prawie w niej zasnełam......dobrze ze tabletki dzialaly tak dlugo.....moglam wiecej zrobic.......i tak nie skonczylam zmywac podlogi jejciu. Ida swieta...radosny czas, dla mnie czas tych samych życzeń.......

Plan na dzis:

-koscioł,

-zakupy,

-odzwiedziny u A.-dawno sie nie widzielismy

-odrobina odpoczynku???

czarna dziura
Autor: wrzesniowa
17 grudnia 2015, 22:52

Dziś mamy TEN dzien, dzien którego mogło by nie być.......ale pomijając dość łaskawą dawkę bólu, ogarnełam sie dzis jednym ketonalem, więc łatwiej mi znieść cierpienia psychiczne....Pozarłam tabletke w trakcie pracy, nie miałam dzis czasu na lezenie na kozetce i czekanie na działanie leku, ciężki dzien......jedyne co dzis miałam w głowie w momencie kiedy ból przyszedł to 3 słowa "wiara, nadzieja, miłość" dlaczego?? nie wiem. Może zachodzi we mnie zmiana, jakaś akceptacja......ból psychiczny nadal we mnie jest, ale już mna nie rządzi....ból fizyczny niestety robi ze mnie ofiarę....nie zalezy mi wtedy na nikim i niczym.......zobojetnia mnie.........ale to w sumie jeden ze spokojniejszych okresów.......

Po powrocie zajelismy sie z mężem i mama robieniem pierogów, później pierniczków, fajnie szło, tata zdjoł plafony więc troche posprzatałam........miło nawet.....jutro jade na mazurki i przywiozę babcie.......świeta już tuz tuż....

w permamentnej złosci
Autor: wrzesniowa
15 grudnia 2015, 22:10

Ostatnio ciągle towarzyszą mi nerwy. W sobote sie wnerwiałam, bo mnie obudzili i ciagle cos odemnie chcieli, w niedziele pojechałap z rodzicami po częśc prezentów i tez już sie wkurzyłam i mialam dosc. Mialam robic za kierowce i doradce, a co do czego musiałam wymyslec, znalesc, nosic i czekac.......ludzie! Wczoraj przyjechalam do pracy sama bo kumpelka z auta wziela wolne, ledwo wlazlam do pracy a stazystka juz mowi ze moja 2 kolezanka z pracy chora, pogadalysmy z 3 minuty po czym stwierdzila, ze sie zwalnia. Nerw mnie tracił bo zostałam sama ze stazystką u boku i 46 pacjentami- ja pierdziu!!!! Myslałam, ze zdechne, nie było czasu na siku, ani na jedzenie.....po całym dniu swierzy mundurek poszedł do prania, a stazystka dowiedziała sie co to bol kregosłupa i bolace nogi...........dzis mysle juz bedzie ok bo robimy we 3. Jakiez bylo moje zdziwienie gdy uslyszalam, ze skonczyly mi sie badania okresowe i musze jechac z kierowca do miasta, zalatwiac gore spraw plus moje skierowanie na o ironio banalne: morfologie, aspat, alat- shit!!!! Za to to wolala bym sama zaplacic a sie caly dzien nie wkurwiac i nie biegac, do tego pacjentka z pobita reka , ja jebie.........Łaziłam dzis z szałem mordu w oczach......po powrocie do pracy chciało mi sie juz tylko płakac, na szczescie na wizycie domowej u mojej pacjentki znowu zostałam wyprowadzona z równowagi i moje wkurwienie trwa nadal.

A tak wogóle jakby tego mało było wrosla mi wielka pizda w kaciku ust, jakas mutacja zajada z opryszczka dzieki której wyglądam szkaradnie i nie moge dobrze dzioba rozdziawic ahhhhh jak cudownie :-/

wrrr
Autor: wrzesniowa
12 grudnia 2015, 11:11

Dzis to ja poprostu jestem zła, a właściwie wkurwiona. Codziennie latam , pracuje, robie cos po pracy itp. Ciagle zajeta. Ostatnio 4 dni był u nas bratanek, super fajny dzieciak, ale bez przesady. To moj dom i tez chce miec troche spokoju. Dziadkowie sraja po gaciach od rana dzwonili do brata pytac jak noc minela, co u dzieci i ogolenie ojejujeju. A ja ledwo wstałam zalałam kawe i zjadłam płatki i juz słysze: ''choc na zakupy'' tata wola, ja mowie ze niechce bo strace z nim cały dzien- no to matka sie wlancza ze ona tez niechce a musi i ze kiedy posprzata i czemu ona. Jak ja sie nie wkurwie no! Duze dzieci tez sa zazdrosne i prawda jest powiedzenie'' ze najfajniejszy ten co daleko''. Miałam ochote krzyknac zeby sie kurwa do braciszka wyprowadzili. Ledwo wstałam a dra sie na mnie jakby niewiem armagedon nadszedl. Rzucilam kilka k*** i poszłam na góre, rodzice foch i pojechali. Wchodzi mąż z garazu- rzuca zdawkowe i co tam? po czym ja w polowie zdania a on.... wychodzi....no wkurwilam sie znowu'' wyzwalam go od swin'' i oto siedze sama w domu zła jak osa, najchetniej wyjechala bym , zeby sie za mna pozadnie pomartwili, ale podejrzewam ze i tak plonne moje nadzieje. Biore sie za szmate i sprzatam.......

zmęczona...
Autor: wrzesniowa
Tagi: wyjazd   zakupy   badania   urodzinki  
06 grudnia 2015, 21:09

Dopiero wróciłam do domku, ostatnio jakoś czasu zabrakło, zeby wpaść na chwilke. Czwartek i piatek przesiedziałam w domku na wolnym, jakies zakupy, sprzatanie itp, sama byłam w piatek bo mąż już wyjechał do siostry jakis telewizor zawiesic, swiatło naprawic itp. Ja miałam w sobote na pierwsze urodzinki jej synka dojechać z jego drugą siostrą ........masakra...moje wizje jakies 8 bachów wydzierających sie w niebogłosy, rozkochane matki i bierni ojcowie, do tego hektolitry alkoholu.......bu.......okazało sie jednak, że wyjdzie innaczej ponieważ mój chrzesniak na mazurach równierz miał urodzinki tylko 3 i rodzice byli dość obrazeni, że nie przyjedziemy, okazało sie ze gosci tam malutko i humory kiepskie. Postanowiłam zmienic plany.  Obiecałam, że przyjade do chrzesniaka. W sobotę rano wstałam, pojechałam na badania krwi takie tam pierdoły zaległe, pozniej do sklepu po prezent dla chrzesniaka, przy okazjii kupilam sobie superasne botki wiec micha sie smiala, zabralam mame na sniadanie do bistro w tesco- bo bylam na czczo wiec najadłysmy sie jak dwa prosiaki. Przed 12 wyjechałam z tata, zostawilam go po drodze u babuni i przed 14 bylam juz za stolem na urodzinkach. Dobrze, ze wpadłam bo bylam tylko ja, rodzice i dziadkowie a tam gdzie maz bylo ok 30 osob. Mały ucieszyl sie z prezentu- wywrotka, koparka, spycharka i kask CAT-a, ale najbardziej ucieszyl sie ze ciocia jest, ciagle wlazil na kolanka i zaczepial, przytulal sie i łobuzował. Fajny chlopaczek. Zdoilam sie winskiem ze szwagierka i w sumie dzis o 9 juz wyjezdzalam. U babuni obiad zrobilam, na zakupy zawiozlam, odwiedzilam dziadziusia na cmentarzu i do domku. Teraz czekam bo maz sciaga film i razem spokojnie spedzimy wieczorek, a jutro praca praca.........dobrze, ze tatuaz szybko sie goi i biceps wraca do formy ;-D